[secretera].
portal bibliofilsko-aukcyjny

lub

Tomasz Kaleta z cyklu "Listy z prowincji"

02 lipiec 2014 | Tomasz Kaleta

Nieznany list Bohatera spod Olszynki.

  Czy mieli Państwo kiedyś wrażenie, że dotykacie historii? Na pewno tak. Czy jest to odczucie częste? No cóż, ja osobiście, choć przez moje ręce przeszło wiele ciekawych "papierów": dokumentów i książek miałem takie wrażenie jedynie kilka razy. Dotknięcie historii, czy raczej poczucie obecności ludzi, którzy w ulotnej chwili gdzieś przed dziesiątkami czy setkami lat przeżywali emocje tak skondensowane, że przetrwały w pożółkłej kartce papieru to przywilej dostępny nielicznym. Niezbędna jest tu wiedza, pasja i szczęście. Szczęście, bo mamy tu do czynienia z rzeczami bardzo rzadkimi, często jednostkowymi, które jakimś dziwnym trafem przetrwały wszystkie dziejowe zawieruchy wędrując nieraz przez pół świata nim trafiły do naszych rąk. Czasami, gdy jesteśmy w stanie dokładniej poznać ich losy, powtarzamy: nieprawdopodobne, to niemożliwe… i mimowolnie zadajemy sobie pytanie jak to się stało, że znalazły się właśnie u nas - przypadek, czy Palec Boży?

Pamiętam czerwony papier rewelacyjnie zachowanego afiszu z obwieszczenie gubernatora Fischera wydanym w dniu 17 lutego 1942 r. Dotykając go stałem obok, "Alka" Dawidowskiego pod Pałacem Staszica.

"Do ludności Warszawy!

W nocy z dnia 11 na 12 bm. łobuzerskie ręce z pobudek politycznych usunęły tablicę z niemieckim napisem z pomnika Kopernika. W odwet za to zarządziłem zniesienie pomnika Kilińskiego. Wzywam ludność Warszawy, w jej własnym interesie, do zachowania całkowitego spokoju".

Czyjeś ręce odkleiły go delikatnie z muru czy słupa ogłoszeniowego, starannie złożyły i przechowały przez ponad 50 lat w samotnym przysiółku przy małej wiosce w ziemi sieradzkiej. W połowie lat 90-tych afisz znalazł się w katalogu kieleckiej aukcji antykwarycznej. Tak, tak i w Kielcach były niegdyś aukcje... A jeżeli już o aukcjach mowa to w XXXVII katalogu Lamusa pojawił się rzadki druk okolicznościowy z 8 maja 1791 roku o nietypowym wymiarze 98 x 44 cm. dedykowany królowi i skonfederowanym stanom Rzeczypospolitej przez wydawcę - Michała Grolla. Złożona płachta noszącego widoczne ślady upływu czasu papieru zawierała tabelaryczne zestawienie panujących w Europie monarchów oraz spis wszystkich uczestników Sejmu Wielkiego. Nie musiałem zamykać oczu by zobaczyć gorączkowy pośpiech starego księgarza i wydawcy, który w euforii "majowej jutrzenki„ pobiegł do drukarni, aby złożyć i odbić specjalną wersję swojej "Tabelli" (dwie jej wersje wydał już wcześniej w 1775 i 1790 roku) uaktualnioną o nazwisko polskiego następcy tronu by móc ją ofiarować władcy w dniu 8 maja - dniu królewskich imienin obwołanym jednocześnie dniem wdzięczności za uchwalenie wiekopomnej Konstytucji.

W tej chwili leży przede mną dokument niezwykły. Nieznany list generała Franciszka Żymirskiego. I choć mówił poeta: "Gdy nie wiesz o Żymirskiego w prochowym dymu – błękitnej zjawie nic o ojczyźnie nie wiesz Synu prawie", a ja zakładam, że jego słowa nie były skierowane do miłośników Secretery jest to znakomita sposobność do przypomnienia postaci człowieka wielkiej prawości i skromności, który będąc urodzonym żołnierzem, przeszedł swoją drogę idąc w cieniu takich olbrzymów swojej epoki jak Chłopicki czy Skrzynecki, zawsze będąc wiernym swojemu powołaniu i końcem końców okazał się od tych olbrzymów większym. W jego biografii do dzisiejszego dnia jest kilka luk czy też niedomówień, wynikających po części z niezwykłej szczupłości bazy źródłowej (dość powiedzieć, że autor monografii generała - dr Marek Tarczyński prowadził kwerendę archiwalną blisko 20 lat), po części zaś z niechęci dwóch kolejnych Dyktatorów Powstania Listopadowego, która zaciążyła nad późniejszymi interpretacjami jego wyborów i zachowań.


Franciszek Żymirski urodził się w Krakowie w zubożałej rodzinie szlacheckiej. W wieku 16 lat wziął udział w Insurekcji Kościuszkowskiej kończąc ją w stopniu porucznika. Po klęsce powstania rozpoczął działalność w konspiracyjnej Centralizacji Lwowskiej, wykonując m.in. misję kurierską do Konstantynopola. W 1797 r. udaje mu się, mimo listu gończego wystawionego przez władze austriackie przedostać do Paryża. Tam też spotyka się z Generałem Dąbrowskim i otrzymuje przydział do Legionów. W 1797 uzyskuje stopień kapitana. W składzie 2 Legii bierze m.in. udział w obronie Mantui. Mimo znakomitej postawy i świetnej opinii: "Wyborny oficer piechoty, doskonałej konduity", los nie szczędził mu upokorzeń. Pamiętają Państwo kadr z "Popiołów" Wajdy? Po przedwczesnej kapitulacji, na mocy dodatkowego sekretnego artykułu aktu kapitulacji podpisanego przez francuskiego gubernatora twierdzy generała Latour-Foissace'a Polacy, jako poddani Austrii, potraktowani zostali jak dezerterzy z armii austriackiej. Żymirski powędrował na 11 miesięcy do niewoli w Loeben. Ofensywa Bonapartego w 1800 roku, przyniosła mu wolność i wkrótce ponownie znalazł się w składzie Legii Włoskiej, która w 1801 r. została przeorganizowana w dwie półbrygady. 11 grudnia 1802 r. druga półbrygada polska otrzymała rozkaz wyjazdu na San Domingo.

Po dwumiesięcznej podróży 29 marca 1803 roku Żymirski wylądował w Port au Prince. Sytuacja Francuzów na ogarniętej powstaniem wyspie była już wówczas bardzo trudna. Polskie oddziały z miejsca zostały rzucone do walki w nieznanym im terenie. Jeden z oficerów pisał liście do przyjaciela: ...Piszę ci zapewne ostatni raz w życiu, ponieważ tu z trzeciej półbrygady zastaliśmy tylko 300 ludzi i kilku oficerów ..., a reszta wszystko wymarła. Piszę do ciebie w ostatniej rozpaczy... abszejtu (zwolnienia ze służby) dawać nie chcą, tylko gwałtem każą służyć i bić się, a czarni, kiedy złapią największe okrucieństwa robią...".  Realia wojny na Karaibach były bezlitosne. Poszczególne kompanie zostały rozdzielone dla obsadzenia rozproszonych blokhauzów, osamotnionych we wrogim otoczeniu. Żymirski wkrótce odczuł je na własnej skórze: ”...O godzinie trzeciej z rana, kiedy kapitan Żymirski rewidował broń Murzyni ze wszech stron otoczyli pagórek i wszystkie miejsca przyległe do lasu... Kapitan Żymirski z oddziałem z 30 ludzi złożonym trafił na przeszło 300 Murzynów, bronił się mężnie, lecz byłby niezawodnie uległ gdyby Birnbaum z oddziałem 25 ludzi nie był nadszedł".

Oprócz powstańców Polacy mieli jeszcze jednego, groźniejszego wroga - straszliwą haitańską żółtą febrę, która zbierała swoje śmiertelne żniwo dziesiątkując legionistów.

Dowodzący od lipca 1803 r. okręgiem Jereme generał Fressinet opracował plan odsieczy dla otoczonych garnizonów. 21 lipca 1803 r. oddział złożony z 300 Polaków wyruszył na pomoc do oblężonych w plantacji La Cloche towarzyszy. Niestety oddział spóźnił się o jeden dzień. Dowódca Batalionu Ignacy Jasiński popełnił samobójstwo pisząc wcześniej dramatyczny list do generała Fressinet: "...Widząc się otoczonym... a nie chcąc wpaść w ręce zdziczałego ludu walczącego za wolność swoją, odbieram sobie życie...". Po jego śmierci dowództwo batalionu objął Żymirski, prawdopodobnie, jako najstarszy stopniem i jedyny pozostały przy życiu i zdrowiu oficer. Mimo tragicznego położenia zdołał zebrać i skoncentrować w Jereme około 400 legionistów, z czego 140 zdolnych do noszenia broni obsadziło wraz z francuzami Cytadelę, reszta pozostała w leżącym na terenie miasta lazarecie.

Fressinet podjął decyzję o ewakuacji miasta drogą morską, jednak nieufający mu Polacy postanowili pozostać w cytadeli. I w tym miejscu pojawia się niedomówienie w biografii przyszłego generała, pewnym jest, bowiem, że 3 sierpnia 1803 r. kapitan Żymirski odpłynął z Jereme. Prawdopodobnie, dlatego, że tuż przed decyzją o ewakuacji przebywał w lazarecie i został zaokrętowany wraz ze wszystkimi chorymi. 4 sierpnia okręty Fressinete’a przechwyciła angielska korweta "the Snake". Według późniejszego brytyjskiego raportu wśród 400 pochwyconych osób aż 350 było chorych. Jeńcy zostali skierowani do Spanishtown na Jamajce. Tam w ciężkim więzieniu spędził Żymirski kilka miesięcy. W grudniu Anglicy uwalniają go "na parol" nie bicia się z nimi. Wraz z kilkoma innymi oficerami Żymirski płynie do Ameryki i przez Savanah i Filadelfie wraca do Europy. W połowie lutego ląduje we Francji. W liście do przyjaciela relacjonuje ton francuskich gazet donoszących: "żeśmy (Polacy) przechodzili na stronę Murzynów i z nimi przeciwko Francuzom walczyli.". Przez kilka miesięcy nadaremnie stara się o przydział do służby czynnej.

19 lipca 1805 roku pisze do Generała Henryka Dąbrowskiego: "Nie da się słowami wyrazić tego, co cierpieć musi oficer, który od wczesnych lat młodzieńczych będąc żołnierzem oddanym bez reszty służbie wojskowej, zostaje w kwiecie wieku pogrążony w bezczynności, której nie widać końca. I za co? Za to, że przebył jedną z najcięższych kampanii, stawiając czoła rozlicznym nieszczęściom i niebezpieczeństwom niesamowitej wojny, że zniósł niesamowicie ciężkie więzienie u Anglików na Jamajce i że nieszczęsny los kazał mu przeżyć utratę swego pułku...".

Wreszcie 20 września 1805 r. otrzymuje przydział do korpusu Generała Marmonta. Walczy pod Ulm, a po skierowaniu do Armii Dalmacji bierze udział w szturmie Kotoru. Po utworzeniu Księstwa Warszawskiego zostaje skierowany do Wojska Polskiego. Dziesięcioletnie bojowe doświadczenie i nienaganna służba przyspieszają jego karierę. Otrzymuje awans na podpułkownika oraz szefa 2 batalionu 2 Pułku Piechoty. Za męstwo podczas szturmu na Grudziądz zostaje udekorowany przez księcia Józefa Poniatowskiego Krzyżem Kawalerskim Virtuti Militari.


W 1809 roku batalion Żymirskiego walczy pod Raszynem. Widzicie Państwo sylwetkę raszyńskiego kościoła? To tam w ostatniej fazie bitwy kontratakował Żymirski, wypierając Austriaków na groblę. Za zasługi pod Raszynem otrzymuje awans na majora i stanowisko komendanta twierdzy częstochowskiej. Po dwóch latach kolejny awans - na pułkownika -zaowocował objęciem dowództwa 13 pułku piechoty stacjonującego w Zamościu. Pod dowództwem Żymirskiego jeden z gorszych pułków w armii wkrótce uzyskał pełną gotowość bojową. Po wkroczeniu wojsk rosyjskich w granicę Księstwa przez 11 miesięcy - od stycznia do listopada 1813 r., jako dowódca piechoty fortecznej bohatersko broni Zamościa, a po kapitulacji dostaje się do niewoli. Po uwolnieniu zgłasza się do odtwarzanej Armii Królestwa Polskiego. Czas Królestwa Kongresowego to okres stabilizacji życiowej i dalszy, błyskotliwy rozwój kariery od awansu na generała brygady poprzez objęcie dowództwa Pułku Grenadierów Gwardii, aż do awans na stanowisko generała dywizji. Żymirski stał się w tym okresie ulubieńcem ... Wielkiego Księcia Konstantego, który cenił go bardzo wysoko ze względu na niezaprzeczalną fachowość, a także wyniki w szkoleniu podwładnych: "Żymirski - generał brygady ... najlepszy z moich oficerów piechoty ... jego ścisłość i orientację w czynnościach można określić, jako wzorową. Obdarzony jest rzadkim umysłem i zdolnościami, zasłużył na szacunek zwierzchników i podwładnych i może być przykładem umiejętnego utrzymywania dyscypliny wśród oficerów". "Zasłużył na szacunek" - to znamienne słowa w ustach Konstantego, był, bowiem Żymirski zaprzeczeniem służalczości. Wymagający i surowy służbista dał się poznać jednocześnie, jako człowiek dbający o swoich żołnierzy, obdarzony niezłomnym poczuciem honoru, pełnym godności i wewnętrznej niezależności. Jak wspominał Walerian Łukasiński w 1821 r przed Dywizyjnym Sądem Wojennym obradującym pod przewodnictwem Żymirskiego stanęło kilku oficerów twierdzy w Zamościu. Kiedy Sąd wydał wyrok nie po myśli Wielkiego Księcia, Ten polecił zmienić go na surowszy: "5 członków przyjęło rozkaz. M(ajor) Ł(ukasinski) został przy dawnej decyzji, gen. Żymirski ostatni przyłączył się do niego. Naprzód z całą wściekłością napadł (Wielki Książe) na gen Żymirskiego, który wytrzymał te burze z zimną krwią…". Niestety, to uznanie Konstantego miało swój uboczny efekt, brak popularności wśród opinii publicznej, co miało swoje konsekwencję podczas nadchodzącego Powstania i w jego echach utrwalanych na kartkach papieru.

Podczas Nocy Listopadowej wyprowadza swój pułk na Plac Broni, czekając na zalegalizowanie władz powstania, nie pozwalając na czynne wystąpienie po stronie insurekcji, ale również stanowczo odmawiając jej stłumienia. Interesujący dla zrozumienia motywów jego postępowania jest następujący fragment wspomnień Ignacego Kruszewskiego: „ Zbliżywszy się zastałem batalion (grenadierów gwardii), przemówiłem do nich z konia: Rodacy! Bądźcie gotowi do łączenia się z narodem, saperzy zaraz nadejdą i pójdziemy razem do Warszawy. Jak najlepiej byłem od grenadierów przyjęty… Wtem Żymirski generał, który w przyległym domu był założył swój biwak, uwiadomiony o poruszeniu, jakie w jego batalionie sprawiłem, wychodzi do mnie i odzywa się w te słowa: Co mi tu wasan będziesz ludzi buntował, i ja jestem dobry Polak, i ja zrobię co będzie potrzeba, ja waćpana pod sąd wojenny oddam.”.

3 grudnia bierze wraz ze swoim pułkiem w manifestacji przed budynkiem Banku Polskiego, gdzie obraduje Rada Administracyjna. Jako, że wg świadków ówczesnych wydarzeń: „dowódcy gwardyi Krasiński, Kurnatowski, Żymirski, jedni potępieni, drudzy podejrzani byli w opinii publicznej” wszyscy stanęli przed obliczem Rady. Krasiński i Kurnatowski stanowczo opowiedzieli się przeciwko powstaniu., „Żymirski zaś, który trzeci był także obecny, oświadczył: Jestem Polakiem i tam pójdę gdzie naród i wojsko będzie, i jeżeli przyjdzie do wojny, czynem dowiodę, ile ojczyźnie wierny być umię!”. Po powrocie do koszar przemówił do swoich oficerów: "Źle się stało panowie, ale gdyśmy podnieśli broń - to nam jej złożyć nie wolno, - nie wolno! Trzeba zwyciężyć lub zginąć, innego wyjścia nie ma, bo nam Rosja nigdy tego powstania nie przebaczy - lecz niech każdy z nas, wódz, oficer, żołnierz postanowią jednozgodnie - szczerze - święcie - zwyciężyć lub zginąć - to żadna siła się nam nie oprze – zwyciężymy”.

Przemówienie to zostało bardzo źle odebrane przez Chłopickiego, który wyniesiony wbrew własnej woli na stanowisko Dyktatora, robił wszystko, aby ograniczyć charakter i zasięg Powstania, licząc na porozumienie z Rosją i utrzymanie status quo. Jeżeli miarą oceny polityków i wodzów jest stopień trafności ich analizy bieżącego położenia i formułowanych prognoz, będących punktem wyjścia do budowy strategii to "realizm" Chłopickiego okazał się mrzonką, podczas gdy maksymalizm Żymirskiego - jedyną realną droga wiodącą do sukcesu.

Okres od grudnia 1830 do lutego 1831 r. to czas całkowitego poświęcenia „narodowej sprawie”. Żymirski rezygnuje z pobierania generalskiej pensji, przekazuje na rzecz organizacji siły zbrojnej 15000 zł i dwukrotnie wyższą od przewidzianej liczbę żołnierzy ze swojego majątku. Jako dowódca 2 Dywizji Piechoty wiąże główne siły armii rosyjskiej, walcząc pod Kałuszynem, Miłosną i Wawrem, borykając się niestety również z chaotycznymi decyzjami Sztabu Głównego, pozbawionego de facto naczelnego wodza i małostkowością Skrzyneckiego, który 17 lutego pomimo przewagi liczebnej i korzystniejszego położenia po krótkiej walce wycofał się z Dobrego, fałszywie raportując do sztabu o rozmiarach potyczki i przyczynach odwrotu. Jak obiektywnie pisał Prądzyński: „W tych … dniach Żymirski, party natarczywie przez ogromną masę sił nieprzyjacielskich, okazał przezorność, męstwo i niepoślednią zdolność; pomimo tego jednak opinia w Warszawie i w wojsku zwracała się raczej z przychylnością ku jego koledze Skrzyneckiemu”. 23 lutego 1831 r. Dywizja Żymirskiego obsadziła centralną pozycję wojsk polskich na przedmieściach Warszawy – las olchowy pod Grochowem. 


Żymirski Generał z szablą w ręce

prowadził pod olszyną

Pułk na krzyż przepasany

pasmami dymu uniesień


Gdyś o Żymirskim nie uczył się w szkole

szablą jego przetnij

historii nie rozciętą stronę

i wiedz - siedem razy

Moskwę z olszynki wyprowadził w pole

 
Padł lecz szedł dalej

ze swymi Mazury

 
Gdy nie wiesz o Żymirskiego w prochowym dymu – błękitnej zjawie

Nic o ojczyźnie nie wiesz Synu prawie

Padł po raz drugi wstał przez drzewa wzięty popod ręce

Wziął karabin i poszedł cały w gniewu błyskach

By zetrzeć carów wizerunki łże – święte

 
Szedł jak zamieć której nic nie strzyma

I zagrzmiało niebo i padł po raz trzeci

 
Żymirski generał niesiony na czarnych noszach grabów szeptał

 
Teraz niech prowadzą olchy to dzielne wojsko

Bo nie wiem czy zostało co ze mnie prócz ran i szlifów

I krwi wstęgi przez piersi

Wstęga zaświadczy na każdym ze światów

Najgorszym chyba nie byłem z Polaków...

 
Około godziny 11 dnia 25 lutego nastąpił krytyczny moment bitwy – przygotowanie kolejnego kontruderzenia polskiego "W tejże samej chwili kiedy Generał Żymirski zagrzewał swoich do nowego ataku, rażony kulą armatnią ... spadł z konia" Rana była straszliwa, lewa ręka została zgruchotana wraz z obojczykiem. "W tej biednej olszynce, skądeśmy wyparli Moskali, zawalonej ich i naszymi trupami, zalanej posoką krwi ludzkiej, powietrze było cuchnące i odrażające, jak w brudnych jatkach, fetor był nie do zniesienia prawie". "W tej biednej olszynce" wśród leżących bezwładnie poszkodowanych był i gen Żymirski czekający na pomoc lekarską. Około godziny 12 został zniesiony z pobojowiska na płaszczach żołnierskich, a następnie przetransportowany do Warszawy, gdzie zmarł podczas zabiegu chirurgicznego.

Przychodzi czas na najsmutniejszy fragment tej opowieści. Pułkownik Ferdynand Chotomski wspomina: „Wódz Skrzynecki zazdrosny i niechętny, jego pogrzebu nie uczcił honorami wojskowymi, tylko jego przyjaciele i podwładni zwłoki jego pochowali u XX Kapucynów”. W wolnej Warszawie zalanej litografowanymi portretami Chłopickiego i Skrzyneckiego nie było zbyt dużo miejsca dla Żymirskiego. Nie inaczej było i w następnych latach. Próżno szukać wizerunku generała w dziele Straszewicza. Obiegowe opinie  przeniknęły do pamięci następnych pokoleń. W „Warszawiance” Wyspiański przypisał Żymirskiemu wszystkie negatywne cechy polityki Chłopickiego, czyniąc go uosobieniem defetyzmu, uporu i złej woli, zakończonej niepotrzebną, niemal samobójczą śmiercią…

Trudno mi opanować wzruszenie, gdy dotykam niewielkiego skrawka papieru zapisanego starannym, równym pismem. List jeńca wojennego kapitana Żymirskiego do angielskiego Admirała pisany z więzienia w Spanishtown musiał zostać zarchiwizowany wraz z innymi dokumentami związanymi z wojną na Karaibach w zasobach brytyjskiej Admiralicji. Pewne jest, że nas początku XX wieku znajdował się w dużej kolekcji dotyczącej kampanii na San Domingo, a na początku XXI wieku w ofercie jednego z francuskich antykwariatów.


Dosłowne tłumaczenie z francuskiego brzmi następująco:

Franciszek Żymirski, kapitan w służbie Republiki Francuskiej do Pana Admirała, dowódcy sił marynarki angielskiej na Jamajce. Spanish Town, 7 października 1803 r.

 
Szanowny Panie!

Ja, niżej podpisany, Polak pochodzący z kraju, który w skutek ostatniego rozbioru dostał się pod rządy austriackie, dowiedziałem się o śmierci mego ojca, na niedługo przed wzięciem mnie do niewoli przez okręt Snake. Jako najstarszy z rodziny, muszę niezwłocznie udać się do ojczyzny, aby przejąć dobra i przedmioty pozostałe po mym ojcu, inaczej wszystko, co powinno do mnie należeć, zostanie skonfiskowane, jako służącemu państwu, które nie pozostaje w idealnej zgodzie z dworem austriackim. W związku z powyższym pozwalam sobie prosić Pana Admirała, w imię wszystkiego, co może być Panu najświętsze, o udzielenie mi pozwolenia na wyjazd do Europy lub do Filadelfii, przy najbliższej okazji, która się nadarzy, tak abym mógł udać się jak najszybciej do Francji, tylko i wyłącznie w celu złożenia mojej dymisji. Choroba, która obciążała mnie aż do chwili obecnej, uniemożliwiała mi skorzystanie z wcześniejszych okazji. Co więcej, moja sytuacja stała się dodatkowo trudna, po tym jak dorobek dwudziestu pięciu ludwików, które posiadałem, został przejęty przez załogę Snake’a. Będąc w obcym kraju, nie mam możliwości zdobycia nowych środków, potrzebnych na tak długą podróż. Zatem nie uzna Pan z pewnością za niestosowne, gdy zwrócę się do Pana z prośbą bądź o zwrócenie mi odebranej własności, bądź o przyznanie mi innej sumy, na pokrycie kosztów podróży, którą muszę przedsięwziąć. Szacunek i poważanie, którymi cieszy się Pan szeroko w tych okolicach, pozwalają mi żywić przekonanie, iż okaże się Pan wrażliwy na moją sytuację i nie będzie w stanie ani odmówić mi tego, o co Pana proszę, ani uczynić mnie na zawsze nieszczęśliwym i tym samym sprowadzić nieskończony smutek na całą moją rodzinę, wywodzącą się z kraju obcemu Narodowi, z którym prowadzi Pan wojnę.

Mam zaszczyt przekazać Panu wyrazy szacunku i pozdrowienia. F. Żymirski

Mimo, na pierwszy rzut oka, dosyć konwencjonalnej treści list zawiera jednak kilka istotnych informacji pozwalających na uzupełnienie i wyjaśnienie owych wspomnianych wyżej kilku luk i niedomówień w biografii Generała. Tak, więc bezsprzecznie potwierdza się fakt zapadnięcia na żółtą febrę będący bezpośrednią przyczyną ewakuacji z San Domingo. Co więcej wywnioskować można, że choroba była na tyle ciężka, a rekonwalescencja tak długa, że uniemożliwiała wcześniejsze wystąpienie z podaniem o uwolnienie. Wyjaśniła się również kwestia zdobycia środków na opłacenie podróży morskiej najpierw do Filadelfii, a później na stary kontynent.

Zastanawiają słowa o śmierci ojca i konieczności przejęcia spadku. Wydaje się, że jest to dyplomatyczny i "literacki" wybieg, mający wzmocnić prośbę o zwolnienie na "parol" oficera, bądź, co bądź wrogiej dla Brytyjczyków armii, tym bardziej, że nic nie wiadomo o podjęciu przez Żymirskiego próby powrotu do Krakowa. Jeżeli nawet jest to czysta licentia poetica, to w połączeniu z lapidarnością i intensywnością przekazu, w dramatyczny sposób kondensuje w opisie losów konkretnego człowiek dramat żołnierzy walczących pod obcymi sztandarami, pozbawionych własnej armii i własnego państwa. Również data umieszczona na liście skłania do zastanowienia. Od złożenia prośby o uwolnienie (październik) do uwolnienia (grudzień) upłynęło dużo czasu. Być może decyzja o tym jak postąpić z Polakami zapadła nie w Spanishtown, a w Londynie. Wszak dwa miesiące to akurat okres ówczesnego transatlantyckiego obiegu korespondencji z Jamajki do Anglii i z powrotem.  

W jakich dokładnie okolicznościach i w jakim miejscu wziął Żymirski do ręki pióro, można jedynie domniemywać. Możliwe, że doprowadzony został do kancelarii gubernatora, tylko w celu napisania listu i natychmiast został mu on odebrany. Świadczy o tym znakomicie zachowany papier i pismo „jak od linijki”. Trudno przypuszczać, aby dokument mógł być przechowywany przez jeńca. O czym myślał, gdy kreślił litery, i później w oczekiwaniu na odpowiedź i decyzję adresata?  Tego zapewne nigdy się nie dowiemy. Jednak mam dziwne przeczucie, że patrząc przez wiele dni, tygodni i miesięcy na widoczne jeszcze na granicy lądu i morza pozostałości Port Royal, głęboko wierzył, że ma jeszcze do zapisanie niejedną kartę swojego życia.

I trudno nie pomyśleć patrząc na francuskie zdania skreślone pod palący słońcem Jamajki o lutowym mroźnym dniu w 1831 roku i niewdzięczności historii, tej oficjalnej pisanej z dużej litery, w której rozpychają się, często na pierwszych stronach: krzykliwi amatorzy, pospolici durnie czy ruchliwi intryganci, spychając w cień zapomnienia chłodnych profesjonalistów. Bo przecież Franciszek Żymirski był profesjonalistą, ale też człowiekiem, który pozostał wiernym swoim najgłębszym przekonaniom. Za to właśnie przyszło mu zapłacić cenę najwyższą.


„Niech żyje Polska!” szli ławą szeroką

Czy wypada by wołał tak generał

Z prostą idąc chłopską piechotą

Jak pijani ludzie przewracali drzewa

 
Bogusławski Kicki Żymirski nie za gęsto

Podręcznik pisze – chyba tacy byli

Zamazuje ich zimy zmrokiem cenzor

Uprowadza w zadymkę i jary Olszyny

 
Panie Generale! Po ponad dwustu dziesięciu latach ta cząstka Pańskiego losu powraca na należne jej miejsce.

                                                                                                                                                                             Tomasz Kaleta. Kielce. 

 

 

 

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze

Komentarze

  • Brak komentarzy