[secretera].
portal bibliofilsko-aukcyjny

lub

Największy lwowski introligator artysta - Elżbieta Pokorzyńska

09 styczeń 2015 | Elżbieta Pokorzyńska

Na ostatniej, 39 aukcji Lamusa pojawił się album fotograficzny sporządzony na jubileusz 40-lecia pracy zawodowej leśnika, Henryka Strzeleckiego (kat. nr  475), wykonany przez zakład introligatorski Ludwika Wierzbickiego we Lwowie. O jubileuszu donosiła miejscowa prasa, jedna z notek poświęcona była nawet „naszemu” albumowi.

Czytamy w niej: „Można powiedzieć, że tak pierwsza część obchodu – szkolna, odbyta w sobotę w południe w krajowej szkole lasowej – jak i ogólna, na bankiecie wieczornym, wypadły bardzo świetnie. W obu uczestniczyli reprezentanci Wydziału krajowego, komitetu Towarzystwa gospodarskiego, namiestnictwa i kuratorii szkoły lasowej. Listów i telegramów były całe stosy; między telegramami jeden z najserdeczniejszych pochodził od ministra Ziemiałkowskiego. Uczniowie szkoły złożyli swemu dyrektorowi wieniec z żywych liści, uczniowie szkoły dublańskiej bardzo pięknie pisany i malowidłami ozdobiony a serdeczny adres, a komitet jubileuszowy napełnione fotografiami z całego kraju – na czele fotografie hr. Włodzimierza Dzieduszyckiego i ks. Adama Sapiehy – album przedziwnie artystycznej roboty. Album to – dzieło zupełnie samoistne tutejszego introligatora, p. Wierzbickiego – jest wprawdzie nie bardzo bogate, ale pod względem artyzmu jest arcydziełem, którym przemysł nasz artystyczny chlubić się może nawet w porównaniu z wyrobami introligatorskimi Wiednia i Paryża, i powinno być publicznie wystawione” (Gazeta Narodowa 1878, nr 286, s. 2, gazeta dostępna w Cyfrowej Bibliotece Jagiellońskiej).

Konstrukcja warstwy dekoracyjnej tej oprawy jest skomplikowana, wieloelementowa, wielomateriałowa. Niemieckie określenie Prachtwerk (wspaniała) często używane w końcu XIX wieku najwłaściwsze jest właśnie dla tego rodzaju opraw. Okładziny wykonano z desek, zapewne także i z tektury, bowiem ten materiał był niezbędny do wykonania reliefu. Wypukłe powierzchnie uformowano sposobem, nazywanym wówczas „rzeźbą w tekturze”, ornamenty podkreślono tłoczeniami, wypalaniem. Okładki zasadniczo obciągnięte zostały brązową skórą, przecież jednak znaczące powierzchnie płycin wyłożone są innym materiałem, kremowej barwy, zaś tło do metalowej ażurowej bordiury ma kolor czarny. W płycinach zamocowano sztancowane w skórze filigranowe ornamenty roślinne. Nadto w oprawie użyto wielu elementów metalowych: monogramu, filigranowych bordiur, guzów, zapięć oraz tarcz z zawodowymi emblematami.  Bogactwo dekoru jest tak duże, że trudno nawet rozpoznać wszystkie techniki i opisać wyczerpująco taką oprawę.

Choć analiza oferowanej pracy a także opinia współczesnych dowodzą, że mamy do czynienia z mistrzem najwyższej klasy, to wiedza o  Ludwiku Wierzbickim jest bardzo skromna. Nie ma jego biografii w Słowniku pracowników książki polskiej, nie znane są nawet daty życia ani żadne inne dane biograficzne. Sytuację utrudnia fakt, iż w tym samym czasie mieszkał we Lwowie inny, wybitny człowiek noszący to samo imię i nazwisko. Ludwik Wierzbicki (1834-1912) był architektem, inżynierem kolejnictwa, dyrektorem kolei, docentem Politechniki Lwowskiej, posłem na Sejm Krajowy Galicji, radnym miasta, współzałożycielem i członkiem zarządu Muzeum Przemysłowego. W pewnym momencie jego miejsce w radzie nadzorczej Muzeum zajął mistrz introligatorski Aleksander Getritz. Ten fakt zmylił mnie i niesłusznie przypisałam zasługi w organizacji muzeum introligatorowi Wierzbickiemu (E.P., Introligatorstwo krakowskie, lwowskie i warszawskie w XIX i 1. połowie XX wieku, w: Kraków – Lwów. T. 11. Książki XIX-XX wieku, Kraków 2014, s. 175). Przez pewien czas liczyłam się zresztą i z taką hipotezą, że właścicielem introligatorni był inżynier Wierzbicki, jednak dowód na to, iż mamy do czynienia z dwiema różnymi osobami przynosi Skorowidz adresowy Lwowa na rok 1910, w którym obok siebie znajdują się obaj: Wierzbicki Ludwik emerytowany radca dworu oraz Wierzbicki Ludwik Jastrzębiec, introligator (s. 500-501).

Poszukiwania w księgach adresowych Lwowa pokazują, że zakład Wierzbickiego kilkakrotnie zmieniał lokalizację: w roku 1880 mieścił się przy ul. Halickiej 50, księgi z lat 1897, 1900 i 1902 podają adres  Batorego 32, w roku 1906 – Akademicka 24, ostatni adres to ulica Chorążczyzna, w roku 1910 numer 14, w 1912 numer  13, a w roku 1913 – numer 11a. Zakład istniał już wcześniej, w Katalogu Powszechnej Wystawy Krajowej we Lwowie z 1894 roku znajduje sie reklama głosząca, że od 1877 zakład jako pierwszy zaczął wytwarzać okładki wytłaczane (reliefowe) na sposób zagraniczny. W innej reklamie (z 1880) informowano że zakład galanteryjno-introligatorski wykonuje teczki na dyplomy i adresy, albumy, oprawia książki, a także że działa tu fabryka passe-partout.

Oprawa dla Henryka Strzeleckiego nie jest jedyną wytworną oprawą, jaka wyszła z pracowni Wierzbickiego. Doniesienia lwowskiej Gazety Narodowej informowały o innych pracach luksusowych: W roku 1879 Wierzbicki wykonał tekę na adres gratulacyjny od miasta Lwowa dla cesarza z okazji jubileuszu srebrnego wesela pary monarszej. Elementy metalowe do oprawy wykonali Julian Zacharjasiewicz i Leonard Marconi. Przed doręczeniem adres został wystawiony na pokaz publiczny w Muzeum Przemysłowym (GN, 1879, nr 86, s. 2). W roku 1881 Wierzbicki oprawiał adres Towarzystwa Weteranów Wojennych dla arcyksięcia Rudolfa z okazji ślubu. I ta praca była wystawiona publicznie w lokalu Towarzystwa (GN, 1881, nr 99, s. 4). W roku 1883 realizował adres młodzieży akademickiej dla Jana Mateki: „Całość robi nadzwyczaj przyjemne wrażenie. Bardzo piękny rysunek na pierwszej karcie wykonał słuchacz tutejszej politechniki p. Zubrzycki. Część introligatorską wykonał p. Wierzbicki. Z przyjemnością zanotować musimy, że tak bogatą, a zarazem estetyczną robotę wykonał p. W. znakomicie; nie ustępuje ona w niczym robotom zagranicznym, a to tym bardziej, że cena tego albumu jest wcale niską. Porównując tę robotę z innymi podobnymi, które mogliśmy już oglądać, śmiało powiedzieć możemy, że firma pana W. jest pierwszą w kraju, która umie połączyć piękno i staranność w wykonaniu z taniością. Album to można oglądać tylko jeszcze jutro w księgarni p. Richtera” (GN, 1883, nr 206, s. 3). No i wreszcie w 1885 roku mieszkańcy Lwowa uroczyście gościli Zofię Nabielakową, wdowę po belwederczyku Ludwiku Nabielaku. Wręczyli jej adres pamiątkowy w wykwintnej oprawie zakładu introligatorskiego L. Wierzbickiego (GN, 1885, nr 120, s. 2). Wysokie oceny współczesnych przypieczętował  złoty medal „za piękne i artystyczne wyroby introligatorskie” przyznany Wierzbickiemu na Powszechnej Wystawie Krajowej we Lwowie w 1894 roku (GN, 1894, nr 245, s. 2).

Kilka opraw dyplomów i książek pamiątkowych z pracowni Wierzbickiego przechowuje poznańskie Muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego. Wszystkie one zostały wykonane na jubileusz 50-lecia pracy pisarskiej Kraszewskiego w 1879 roku. Dyplomy gratulacyjne zleciły oprawić Wierzbickiemu Kasyno Mieszczańskie i Towarzystwo Pedagogiczne. To ostatnie wydało także książkę pamiątkową pióra Bolesława Baranowskiego Józef Ignacy Kraszewski, jego życie i zasługi, ta publikacja także uzyskała luksusową oprawę Wierzbickiego. Podobnie jak  Album uczącej się młodzieży.  (Opisy zabytków znajdują się w opracowaniu Dominiki Cichej Gabinet Józefa Ignacego Kraszewskiego, Poznań 1974, poz. 28, 32, 76, 77). Sygnatura introligatorska odbita na tych oprawach pokazuje jeszcze inny adres pracowni  – Halicka 52. Ostatnia znana mi sygnowana oprawa Wierzbickiego to książka Edwarda Pawłowicza Wspomnienia (Lwów 1887) którą antykwariat Lamus sprzedał w 2007 roku ( 25 aukcja, kat. nr 493). Znana mi niestety tylko katalogowo, gdyż nie widziałam jej i chętnie skontaktowałabym się z jej nabywcą.

Na koniec zostawiłam perełkę - wspomnienie działalności introligatorskiej Wierzbickiego z pięknej gawędy Aleksandra Semkowicza (O tradycji zawodowej, Polska Gazeta Introligatorska, 1929, nr 5, s. 53-56), przypomnianej przez Arkadiusza Jabłońskiego w jego „Arkadianach” (seria III, nr 1, 2004):

„Gdy niedawno z kolegą moim Józefem Legeżyńskim, który po ś. p. ojcu swym Kazimierzu, starszym cechu lwowskiego objął pracownię, bawiłem w Krakowie, mieliśmy zaszczyt i naprawdę szczęście spędzenia kilka godzin w towarzystwie czcigodnego nestora naszego zawodu p. Roberta Jahody. Napisałem wyraźnie, że p. Jahoda jest tylko nestorem zawodu, bo w życiu prywatnym.... to młodzieniec, któremu (przyznaję ze wstydem) nie mogłem nadążyć w kroku w przechadzce wieczornej po brukach krakowskich. A jak przy tym umie opowiadać! Gdyśmy tak siedzieli przy szklaneczce, przypominał dawne czasy, jak to w dziewiątym dziesiątku ub. wieku (około 1882-5) pracował u największego artysty-introligatora lwowskiego Wierzbickiego. Były to czasy, kiedy u nas jeszcze heblem książki obcinano, a jednak Wierzbicki miał już maszynę do obcinania z kołem. Trzeba było jednak kręcić kołem ostrożnie aż do szpaltu i zaraz nawracać z powrotem w drugą stronę, inaczej by nóż (gdyby miał tyle siły) przeciął maszynę na dwoje i wszedł aż do podłogi. Raz — opowiada p. Jahoda — zaszedł niesłychany w dziejach introligatorstwa wypadek. Wierzbicki dostał zamówienie na oprawę aż 1000 książek szkolnych, w płótno z ślepymi wyciskami. O tak dużej robocie nigdy nie słyszano, robiono ją więc systemem codziennym, a więc sortymentowym. Przede wszystkim po obcięciu książek pokazało się, że każda książka ma inny format, że zaś tektury krajano nożem ręcznym przy linii, więc numerowano tektury do każdej książki z osobna. Ładna produkcja masowa, co? Przy złożeniu napisu na okładkę pokazało się, że braknie kilku liter, trzeba je skądś pożyczyć. Majster majstrowi niechętnie pożyczał, zapobiegało się temu najchętniej za pośrednictwem czeladników, którzy sobie potajemnie pożyczali przybory majstrów. W ten sposób choć nie zupełnie kompletny skład pisma złożono. Ale znów bieda z maszyną. Maszynę do złocenia miał Wierzbicki własnej konstrukcji. Gdy ogrzali ją duszami, skręciła się płyta górna z żelaznej blachy kuta i pismo odleciało. Składaj więc na nowo. Wreszcie okładki gotowe, tylko... trzeba było jeszcze z „winkielaka“ dobić ręcznie brakujące 3 litery. Tak wyglądała pierwsza masowa robota.”

Są to wspomnienia Roberta Jahody, introligatora który także realizował oprawy reliefowe, „rzeźbione”. Ich arkana poznał być może właśnie u Wierzbickiego. U Wierzbickiego pracował w latach 1905-1908 Jan Hewak, późniejszy starszy cechu lwowskiego (Słownik pracowników książki polskiej, Warszawa-Łódź 1972, s. 327). 

Edward Różycki, znawca introligatorstwa lwowskiego w jednym ze swych opracowań ( Z dziejów XIX i XX wiecznego introligatorstwa we Lwowie, „Biuletyn Informacyjno-Instrukcyjny Miejskiej Biblioteki Publicznej w Krakowie” 1992 nr 3 s. 21-37) wyliczył rzemieślników, którzy zostali odnotowani w dokumentach cechowych, wśród nich oczywiście, znajdował się Ludwik Wierzbicki. Archiwum lwowskiego cechu introligatorskiego zostało zdeponowane w Muzeum Śląskim. Jest więc nadzieja, że przyszłe badania archiwalne tego zasobu ujawnią także jakieś bliższe informacje o naszym bohaterze.

Elżbieta Pokorzyńska

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze

Komentarze

  • Brak komentarzy