0. Sienkiewicz Henryk. „Potop”. 1884-1886. Rękopis, kart 8
Sienkiewicz Henryk. „Potop”. 1884-1886. Rękopis, kart 8 (numerowanych przez autora piórem). Karty rękopisu całego rozdziału; tekst opublikowany w: Henryk Sienkiewicz. Potop, t. V, rozdział XII, str. 169-187 (Dzieła zbiorowe por red. Juliana Krzyżanowskiego, t. XV, Warszawa 1949). 45 000,-
Kompletny rękopis rozdziału XII tomu trzeciego powieści (w wyd. „Dzieł zbiorowych” tomu V). Osiem kart o wym. 27,8 x 21,7 cm, każda zapisana jednostronnie piórem po ok. 50-55 linijek, jedna karta 26 linijek, jedna 11 linijek. Nad tekstem numery atramentem. Na pierwszej karcie napis: „XI (?)”, na ostatniej „dotąd”, z potrójnym podkreśleniem. Miejscami w tekście przekreślenia, poprawki i uzupełnienia. Ślady zabrudzeń farbą drukarską od palców zecera przy ręcznym składaniu tekstów. Unikat!!!
Szturm na Warszawę. Szaniec Kmicica.
W tym fragmencie powieści opisane są wydarzenia, jakie miały miejsce wiosną 1656 r. podczas oblężenia stolicy zajętej przez Szwedów i zamienionej przez nich w twierdzę. Pod Warszawą pierwsi stanęli obozem Litwini, pod koniec maja z wojskami nadciągnął sam Jan Kazimierz, a na początku czerwca dołączył do oblegających Czarniecki. Warszawy, do której najeźdźcy szwedzcy zwieźli zrabowane z całej Polski skarby, od kwietnia broniła dwutysięczna załoga dowodzona przez Wittenberga.
Rozdział rozpoczyna rozmowa Kmicica, Zagłoby i Wołodyjowskiego z Hasslingiem o położeniu wojsk szwedzkich w Rzeczypospolitej i planach ich dowódców, które Szkot, wcześniej rajtar u Radziwiłła, dobrze znał. Kmicic wypytywał o los Billewiczówny pozostającej w rękach księcia Bogusława Radziwiłła.
Rozmowy przerwał Akban-Ułan, „który wsadził swą zwierzęcą twarz przez drzwi:
– Effendi! – rzekł do Kmicica – wojska królewskie za Wisłą widać!”
Przybycie Jana Kazimierza z doborowym wojskiem uradowało oblegających i umocniło w przekonaniu, że teraz uda się szybko wyrzucić Szwedów z Warszawy. Wzruszające powitanie króla przez wojsko rozczuliło Zagłobę, tak, że łzy popłynęły z oczu staremu żołnierzowi:
„– Ryknę! jak mi Bóg miły, ryknę! – nie wytrzymam!
Oto pan nasz! ojciec... nasz król, niedawno tułacz od wszystkich opuszczony, a teraz... sto tysięcy szabel na zawołanie!”
Płakał także ze szczęścia Roch Kowalski.
Kontynuowano oblężenie. Nowe szańce sypał Groicki, zbliżając się do murów. Przeszkadzali mu Szwedzi, robiąc krwawe wypady z miasta.
Do wojsk przekradali się mieszczanie, donosząc że lud Warszawy wypędzony z mieszkań koczuje na ulicach, umiera z głodu i chorób. „Włosy się jeżyły od tych opowiadań”. Wieści te wzburzały żołnierzy, którzy coraz częściej domagali się rozpoczęcia generalnego szturmu. Jan Kazimierz, chcąc oszczędzić główne siły do ostatecznej rozprawy (bo zdobycie zamienionej w twierdzę Warszawy bez ciężkich armat było niemal niemożliwe), zgodził się wysłać na mury zniecierpliwioną czeladź obozową.
Do walki ruszył także oddział Kmicica, który za cel obrał szaniec szwedzki leżący poza murami miasta.
„Pan Kmicic uderzył w dwa tysięcy ludzi na ziemny fort, który Polacy zwali „kretowiskiem”, stojący przy Bramie Krakowskiej” i choć Szwedzi bronili się zaciekle „załogę rozniesiono na szablach, nikogo nie szczędząc”. Warszawy nie udało się zdobyć, ale Kmicic utrzymał zdobyty fort, mimo nieustającego, morderczego ognia armat szwedzkich.
Obserwował przez lunetę ten bohaterski czyn Kmicica sam król:
„– A kto tam w owym szańcu ma komendę?
– Pan Babinicz! – odpowiedziało kilka głosów.
Król w ręce klasnął.
– Ten wszędy musi być pierwszy! Mości jenerale, znam ja go! Okrutnie zawzięty to kawaler i nie da się wykurzyć!”
Król wysłał do będącego pod nawałą ognia szańca pana Topór Grylewskiego z lekkiego znaku, który miał zluzować zmęczonego bitwą Kmicica, ale ten wrócił z niczym.
„– Miłościwy Panie!
– Pan Babinicz powiada, że mu tam dobrze i nie chce zastępcy, prosi tylko, by mu jeść przysłać, bo od rana nic w gębie nie mieli!
– Żyje zatem? – krzyknął król.
– Powiada, że mu dobrze! – powtórzył pan Grylewski.
Inni zaś ochłonąwszy ze zdumienia poczęli wołać:
– To fantazja kawalerska!
– To żołnierz!”
Wówczas król, by odwrócić uwagę artylerii szwedzkiej od kmicicowej reduty, kazał rozpocząć szturm na pałace na Krakowskim Przedmieściu, obsadzone przez Szwedów.
„I zaraz szturm nakażę, jeno jeszcze Babinicza pożegnam”
To rzekłszy, król wziął z ręki księdza Cieciszowskiego złocisty krucyfiks... począł żegnać daleki nasyp, okryty ogniem i dymami.
– Boże Abrahamów, Boże Izaaków i Jakubów, zmiłuj się nad ludem Twoim i daj ratunek ginącym! Amen! Amen! Amen!”.
Ilośc odsłon: 887